Wczorajszego dnia poznaliśmy odczyty inflacji CPI ze Szwecji i USA, które nieco mocniej zatrząsnęły kursami krajowych walut. W pierwszej kolejności przyjrzyjmy się danym z kraju skandynawskiego, które wypadły znacznie lepiej niż oczekiwali tego analitycy. We wrześniu inflacja konsumencka w Szwecji przyspieszyła do 2.5% z sierpniowego poziomu 2.2% r/r, co jest znacznie powyżej rynkowego konsensusu, który kształtował się na poziomie 2.3% r/r. Jest to również wyższa wartość od tej, którą prognozował Riksbank. Bank centralny Szwecji zakładał odczyt na poziomie 2.4% r/r, co już i tak byłoby poziomem znacznie powyżej celu inflacyjnego, który w Szwecji wyznaczony jest na poziomie 2.0%. Taka sytuacja utrzymuje się już od maja, dlatego też we wrześniu Riksbank zakomunikował, że przygotowuje się do pierwszej podwyżki stóp procentowych od 2011 roku i określił, że powinna ona nastąpić w grudniu lub lutym. Oczywiście tak dobre odczyty powinny zachęcić bank centralny do szybszego działania, co wspiera scenariusz podwyżki w bliższym terminie, czyli grudniu. Taka wiadomość znacząco wspiera koronę szwedzką, która umocniła się wczoraj względem złotego o ponad 1,2%.
Wyraźna tendencja wzrostowa inflacji CPI w Szwecji zmusza Riksbank do podjęcia kroków w celu rozpoczęcia procesu zacieśniania polityki pieniężnej. Źródło: Bloomberg
Kurs pary SEKPLN w środę spadał osiągając lokalny dołek w okolicy 0,4085. Czwartkowy odczyt inflacji jednak znacząco pomógł koronie szwedzkiej i obecnie za tą walutę płacimy już powyżej 0,4120. Są to wciąż niższe poziomy cenowe niż te obserwowane jeszcze chociażby w lipcu (prawie 0,43), niemniej niesprzyjające otoczenie makroekonomiczne dla złotego (przecena na giełdach, umacniający się dolar, ryzyko polityczne we Włoszech) sprawiają, że perspektywa dla pary SEKPLN pozostaje prowzrostowa.
Obecnie kurs SEKPLN może zmierzać w kierunku 0,4175, czyli oporu w postaci zniesienia 61,8%, które już raz zatrzymało wzrosty na tej parze.
Skoro mówimy o inflacji to nie sposób nie wspomnieć o odczycie z USA, który poznaliśmy w godzinach popołudniowych. Tam zobaczyliśmy kolejne z rzędu rozczarowanie i tym sposobem we wrześniu inflacja za oceanem zwolniła z poziomu 2.7% do 2.3% r/r (oczekiwano 2.4%). Tutaj oczywiście za dużą część tego spadku odpowiada baza statystyczna, co potwierdza chociażby inflacja bazowa (tj. bez cen żywności i energii), która utrzymała swoje tempo na poziomie 2.2% r/r. W pierwszej reakcji na te dane dolar osłabił się, po czym kontrolę odzyskały dolarowe byki. To jednak nie trwało zbyt długo i ostatecznie fala osłabienia dolara doprowadziła do wzrostu ceny na EURUSD do 1,1600, natomiast na parze USDPLN zobaczyliśmy spadek ponownie w okolice 3,71. Jeśli chodzi o piątek to z punktu widzenia kalendarza makroekonomicznego będzie on już znacznie spokojniejszy, a sytuację na rynku determinować mogą zachowania inwestorów na rynku długu w USA, gdyż rosnące tam rentowności obligacji są jedną z przyczyn paniki na Wall Street, którą obserwowaliśmy w środę.