To już ponad pięć lat od kiedy Rada Polityki Pieniężnej postanowiła obniżyć główną stronę procentową (referencyjną) do poziomu 1,5% próbując tym samym pobudzić gospodarkę i pomóc inflacji wyjść z dołka. Mocno deflacyjne otoczenie makroekonomiczne sprzyjało takiej polityce pieniężnej, jednak obecnie warunki te radykalnie zmieniły się. Gospodarka po okresie silnego wzrostu (nawet 5% r/r) obecnie wyraźnie zwalnia, z kolei inflacja szybuje w górę, na co składają się zarówno czynniki popytowe w gospodarce jak i nieodpowiedzialna polityka fiskalna rządu. W grudniu inflacja CPI wyniosła już 3,4% r/r zbliżając się tym samym do górnej granicy celu inflacyjnego (2,5% + 1% odchylenia), do obrony którego NBP otrzymał mandat.
Wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie szczyt dynamiki inflacji. Utrzymujące się wysoko tempo wzrostu płac (wspierane przez niskie bezrobocie wynikające z czynników demograficznych), może powodować, że presja inflacyjna w gospodarce utrzyma się przez dłuższy czas. Inflacja wzrasta także u naszych partnerów handlowych także i tutaj nie możemy liczyć na bodziec hamujący. To wszystko sprawia, że jedynym narzędziem jakie mógłby zastosować NBP w tej sytuacji jest podniesienie stóp procentowych, tak aby ostudzić nieco akcję kredytową, która dodatkowo pompuje popyt wewnętrzny.
Taki ruch w momencie, gdy gospodarka wchodzi w okres spowolnienia jest jednak bardzo niebezpieczny, gdyż może spotęgować czynniki hamujące gospodarkę. Bank centralny jednak zobowiązany jest bronić ustalonego celu inflacyjnego, a zbyt długie wyczekiwanie może spowodować konieczność gwałtownej reakcji w przyszłości, co zawsze jest gorszym rozwiązaniem. Nadzieję może tutaj dawać domykająca się luka popytowa stanowiąca syntetyczną miarę presji popytowej także z tej strony presja na wzrost cen może ulec zmniejszeniu.
Od pewnego czasu na rynkach światowych widzimy potencjał naszej waluty do umacniania się. Para EURPLN utrzymuje się od pewnego czasu poniżej 4,24 zł, czyli ceny, której na rynku nie było praktycznie od prawie dwóch lat. Ze względu na zawirowania w geopolityce nieco lepiej radzi sobie frank szwajcarski, który dziś ponownie atakuje poziom 3,95 zł (co jest ceną najwyższą od października).