Ostatnie dni nie należą do najłatwiejszych dla polskiej waluty, a składa się na to kilka czynników. Pierwszy z nich to pesymizm, który zagościł na rynkach akcji powodując odwrót od bardziej ryzykownych aktywów, do których zalicza się m.in. polski złoty. Co więcej, niekorzystnie na sytuację giełd, ale i ogólnie rynków wschodzących, wpływają rosnące w dalszym ciągu rentowności w USA. Odzwierciedlają to najlepiej 10-letnie obligacje, których kupon wart jest już ponad 3,225%. Pokazuje to rosnące oczekiwania inwestorów względem czynników inflacyjnych za oceanem, a co za tym idzie, wyższym poziomem stóp procentowych w dłuższym terminie. Powoduje to, że kapitał powoli powraca do USA, gdyż ponownie stopa zwrotu z inwestycji w tym kraju zaczyna być dla inwestorów atrakcyjna. Wspiera to zatem dolara i uderza w inne waluty – zwłaszcza te w krajach rozwijających się (często najmocniej zadłużonych w USD). Te czynniki sprawiają, że za dolara we wtorek płaciliśmy już ponad 3,77 zł, niemniej słabość naszej waluty widoczna była także w relacji do euro, funta, czy chociażby norweskiej korony.
Notowania głównej pary walutowej EURUSD chwilowo zatrzymują się w okolicy wsparcia na 1,1450. Wszystko jednak wskazuje na to, że obecny trend spadkowy zostanie utrzymany, co w kolejnych tygodniach doprowadzi cenę ponownie w okolice minimów z sierpnia tj. 1.1300. Tym samym odwrotnie skorelowana para USDPLN musiałaby również zmierzać w górę, co w konsekwencji spowoduje trwałe pokonanie oporu technicznego w postaci zniesienia 61,8% (okolice 3,75) z celem na nowe maksima.
W drugiej części wczorajszego dnia giełdy nieco odbiły w górę, natomiast na dolarze nastąpiła realizacja zysków, co spowodowało chwilowe odwrócenie się tej niekorzystnej dla PLNa tendencji. W środę z rana wszystko jednak wraca znów do „nowej normy”, którą jest kupowanie dolara. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na dzisiejsze dane z USA na temat inflacji producenckiej (PPI), które będą niejako wstępem do jutrzejszego kluczowego odczytu inflacji konsumenckiej. Warto przypomnieć, że dane za sierpień rozczarowały, a baza statystyczna powoduje, że w ujęciu rok do roku nadal oczekuje się spadku dynamiki CPI we wrześniu (z 2,7% do 2,4% r/r). Istnieje zatem obecnie pewne pole do pozytywnego zaskoczenia, co w przypadku materializacji takiego scenariusza utrzymałoby dalszy rajd dolarowych byków.