Początek tygodnia nie zaczął się najlepiej dla dolara. Najważniejsza waluta świata osłabiała się pod pływem wyniku wyborów do Kongresu USA, gdzie pomimo iż Republikanie utrzymali przewagę w Senacie to stracili ją w Izbie Reprezentantów. Oznacza to, że prezydent Donald Trump zostaje obecnie przyblokowany, jeśli chodzi o proces legislacyjny, a jego pomysły (w tym np. rozległe plany infrastrukturalne) zostają skazane na łaskę przedstawicieli Partii Demokratycznej. Oczywiście może wpłynąć to na pewien zastój w dalszych reformach, co spowodowało iż inwestorzy dyskontowali możliwy efekt przyhamowania gospodarki, a tym samym mniej stromej trajektorii stóp procentowych w przyszłości. Dolar jednak podnosi się obecnie z kolan i pod wpływem scenariusza technicznego (na parze EURUSD), jak i pod wpływem utrzymującego jastrzębie stanowisko FEDu, obija w górę. Wczorajsza decyzja Rezerwy Federalnej nie przyniosła zaskoczenia i stopy procentowe zgodnie z oczekiwaniami pozostały na niezmienionym poziomie. Niemniej członkowie FOMC zasugerowali potrzebę jeszcze jednej podwyżki w tym roku (były już trzy), a kolejnego ruchu zacieśniającego politykę pieniężną będzie można spodziewać się w grudniu. Inwestorzy uznali zatem, że jest to dobry powód, aby zwiększyć swoje pozycje długie na USD, dlatego też na głównej parze walutowej cena ponownie zbliża się do tegorocznych minimów w okolicy równego 1,1300. Natomiast para USDPLN po ustanowieniu dołka na 3,73 zł odbija w górę i obecnie za dolara płacimy 5 gr. więcej tj. 3,78 zł.
Wzrosty na parze EURUSD zostały zatrzymane przez opór w okolicy 1,1490, który definiowany jest przez równość korekt wzrostowych. W ten sposób cena zmierza ponownie na południe, a celem teraz będą poziomy poniżej 1,1300. Umacniający się dolar może niekorzystanie wpływać na kondycję polskiego złotego, niemniej obecnie nasza waluta radzi sobie nie najgorzej i np. za euro wciąż płacimy mniej niż 4,30 zł.